Szczucie wg Beaty Szydło wynika z tego, że kocha zwierzęta

Published 4 lutego, 2018 by xxx

Beata Szydło dała nową wykładnię szczucia wg PiS. Jeszcze niedawno była premierem, dzisiaj jest czytelnikiem swojej minionej „chwały”, która w podręcznikach politologii zostanie opisana rezultatem 1:27. Była premier przeczytała fragment artykułu Renaty Grochal w „Newsweeku” o sobie i pobieżała na Twitterze sprostować: „Pani Redaktor Szanowna, dziękuję za troskę o mnie i moją rodzinę. To doprawdy wzruszające. To, co Pani pisze pozostawiam bez komentarza, bo na komentarz nie zasługuje. Pozdrawiam i życzę dobrej niedzieli. A nasz pies swobodnie biega sobie po naszym podwórku, bo kochamy zwierzęta” (pisownia oryginalna).

Dziennikarka w leadzie pisze o tej „miłości do zwierząt” państwa Szydło. „Mąż Beaty Szydło nie chce rozmawiać z „Newsweekiem”. Gdy uznaje, że jestem zbyt namolna i zadaję za dużo pytań, otwiera bramę i wypuszcza owczarka niemieckiego. – Dalej chce pani wejść do domu? – pyta.”

Wypuścił na dziennikarkę owczarka, czyli poszczuł – i z pyszna zapytał się, czy chce wejść. Beata Szydło nazywa to „kochamy zwierzęta”. Gdy ta pani była premierem, niczego pozytywnego nie wniosła do życia publicznego, wręcz Polskę kompromitowała, dzisiaj za to niechcący nadaje nowe znaczenia pojęciom: szczucie to jest wg niej miłość do zwierząt. Dlaczego onegdaj nie podpowiedziała Mariuszowi Blaszczakowi, iż użycia paralizatora to miłość do elektryczności?

Lecz Szydło jest dzisiaj w politycznej ruinie. I jej sytuację opisuje Grochal. Była premier to pierwsza osoba po 1989 roku, która została zdegradowana z premiera do wicepremiera. I uwaga – kolejny syndrom dotyczący PiS – po rekonstrukcji rządu nie chciała wyprowadzić się z gabinetu premiera do wicepremiera. Podobnie, jak Antoni Macierewicz nie chce się wyprowadzić z gabinetu ministra na Klonowej, Mariusz Błaszczak musiał znaleźć sobie gabinet pod innym adresem. Tak im przyrosły cztery litery do stołków. Ten syndrom znakomicie opisuje Zbigniew Herbert w „Bajce ruskiej”, jak to pomazańcowi z bożej łaski ciało zrosło się z tronem (stołkiem).

Przypadkowo pani Szydło trafiło się ziarno, które sporo wyjaśnia z tego, co się dzieje wokół ustawy o IPN. A zatem mamy do czynienia w tym wypadku – odpowiednio – „kochamy prawdę”, aby nią poszczuć tych, którzy nie zgadzają się z pisowska wykładnią o Holocauście. Przy tej okazji „zaszczekał” antysemityzm w rodakach.

Miłość do prawdy była do obejrzenia w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy Foksal, gdzie odbyła się projekcja dokumentu Jedwabne-Świadkowie-Świadectwa-Fakty” Elżbiety i Wacława Kujbidów, wymowę tego dzieła Prawdy” uzasadnia autor tego potworka: „W Jedwabnem nie mordowali Polacy. To żydowskie kłamstwo”.

Można zatem uznać ten dokument za obowiązujący wśród pisowskich braci dziennikarskiej. Tylko czekać, aż zostanie zakupiony przez Jacka Kurskiego dla TVP i wyemitowany w mediach narodowych. Przy okazji informuję, iz spotkałem się z nowym rzeczownikiem – bardzo celnym – charakteryzującym dziennikarzy mediów pisowskich – dziennikarły.

W „Newsweeku” o wiele ważniejszy tekst niż o Beacie Szydło wyszedł spod pióra Jana Tomasza Grossa, głównie z powodu jego znakomitej książki „Sąsiedzi” szyta jest ustawa o IPN. Jak zwykle PiS uzasadnia to tym, ze „kochamy prawdę”. Tak wygląda ta miłość – poszczuć. Pan Szydło poszczuł Renatę Grochal owczarkiem niemieckim, ale niezbyt rasowo powszechnie ujadają antysemici niczym kundle. Jak to ujął swego czasu Melchior Wańkowicz – takie to skundlenie. Ustawa o IPN to jeden z przyczynków do narodowego kundlizmu.

Dodaj komentarz