Publicysta portalu gazeta.pl Michał Gostkiewicz nie przewiduje powrotu Donalda Tuska do Polski.
Teraz gra w zupełnie innej lidze – europejskiej. I jest w niej jednym z głównych rozgrywających, twórcą programu, według którego mają działać w najbliższych latach europejscy przywódcy. Z widokami na stanowiska w międzynarodowych instytucjach. To NATO, ONZ i struktury unijnej dyplomacji są dla Tuska naturalnym kierunkiem po zakończeniu kadencji przewodniczącego Rady Europejskiej, a nie polski Sejm czy nawet Pałac Prezydencki. Jak pokazuje jego kariera, nawet, gdy miał w karierze przestoje i rzadko wstawał z ławki rezerwowych, to jak już wstał, to po to, by przejść do wyższej ligi. Powrót do polskiej polityki po końcu kadencji byłby dla Tuska degradacją. To tak, jakby wspomniany Lewandowski wrócił z potentata Bundesligi do choćby i najsilniejszego polskiego klubu. I zastałby w nim umocowanego od lat nietykalnego kapitana drużyny, który zrobiłby wszystko, żeby nikt mu piłki nie podawał.
Czy ma rację?
Polska polityka jest irracjonalna, inna niż w cywilizowanym świecie. Tusk aż nadto dobrze ją zna, a za dwa lata PiS może tak się zużyć – w wyniku dekoniunktury – że Polacy mogą pojechać do Brukseli, albo nawet gdzie indziej, gdzie Tusk awansuje i błagać go, aby przybył, bo Polska spada na dno, jak kilka lat temu Grecja.
Może Nowoczesna odzyska wigor, który miała na początku. W partii doszło do zmiany szefa, przegrał założyciel Ryszard Petru, nową szefową została Katarzyna Lubnauer.
Nowa twarz Nowoczesnej może być szansą dla tej partii. Ale także dla całej opozycji, której brakowało pomysłu na przeciwstawienie się demolce PiS.
W końcu Nowoczesna jest kobietą, a prawdziwych kobiet PiS się boi, jak diabeł święconej wody.
Kaczyński boi się dostać ścierą po swojej jadacze, gdy nazywa innych „kanaliami”, „mordami zdradzieckimi”. Przejechać mu po japie, to ją zamknie, a mądra opozycja powinna umieć uciszyć tego histeryka.