Grzegorz Schetyna ponownie wezwał Jarosława Kaczyńskiego do debaty o pozycji Polski w Europie. Szef Platformy Obywatelskiej podstawę rozmowy zawarł w trzech pytaniach, które definiują dzisiejszą sytuację kraju w Unii Europejskiej. I nie jest to definicja, która musi się prezesowi PiS podobać. Schetyna pyta, czy standardy demokratyczne przestaną być łamane, te są bowiem warunkiem członkostwa w europejskiej wspólnocie. Dwa następne pytania są trudniejsze, ale i one muszą być zadane: czy PiS potrafi odzyskać pieniądze, które zostały przegrane w dotychczasowych negocjacjach nad przyszłym budżetem UE, oraz – czy Kaczyński zerwie sojusze z siłami, które dążą do rozbicia Unii od środka.
Nie są to pytania wydumane, ani politycznie konfrontacyjne, wynikają z utraconej przez PiS pozycji Polski w Europie. Stajemy się krajem coraz bardziej marginalnym. I o to może chodzić Kaczyńskiemu, wówczas rządzić autorytarnie jest o wiele łatwiej, gdyż nie ma nacisków zewnętrznych.
Można się spodziewać braku odpowiedzi Kaczyńskiego na debatę, wszak nie staje do żadnych rozmów tete-a-tete ze swoimi największymi przeciwnikami od 12 lat, kiedy to został zapytany o cenę jabłek, nie wiedział nawet, czy kupuje się je w sklepie.
Ponadto Schetyna jest depozytariuszem opozycji w kraju i to o możliwościach niebagatelnie dużych. Mianowicie szef PO odpowiada za zdecydowaną większość Polaków, za tych, którzy nie głosowali na PiS. Dzisiaj opozycja jest nawet silniejsza, lecz ciągle grozi jej rozproszenie. Warto mieć zanotowane w tyle głowy, że na PiS głosowało tylko 19 procent wszystkich dorosłych Polaków.
O to toczy się ta polityczna gra. Schetynie udało się stworzyć szeroką Koalicję Europejską na eurowybory. Czy ta formuła przetrwa do wyborów krajowych, a może powinna być rozszerzona bądź radykalnie zmodyfikowana? Sondaże dotyczące wyborów do krajowego parlamentu wskazują, że opozycja zjednoczona we wspólnym froncie jest w stanie odsunąć PiS od władzy. I tak – sondaż z panelu Ariadna wskazuje, że PiS pozostałby u władzy, gdyby obok Koalicji Europejskiej oddzielnie startowała Wiosna Roberta Biedronia. PiS uzyskałby 33 proc. poparcia elektoratu, KE 29 proc., zaś Wiosna 10 proc.
Zupełnie inne nastroje byłyby, gdyby Schetyna wraz z Biedroniem zwarli szyki, uzyskalibny wspólnie 36 proc. a PiS tylko 31.
Wezwanie Schetyny do debaty zawiera jedną ukrytą „myśl”, która zwraca uwagę na Biedronia, mianowicie szef PO uważa, że „nie potrzeba do (debaty z Kaczyńskim) osób trzecich”. Osoba trzecia – Biedroń – też zgłosiła się do rozmowy z Kaczyńskim, szef Wiosny uzyskał odpowiedź w tej kwestii od Beaty Mazurek: „no dobra, pośmialiśmy się”.
Kaczyński śmieje się z Biedronia na Nowogrodzkiej, albo na Żoliborzu, do „debat” wysyła swoich sprawdzonych „zwycięzców”, jak Beatę Szydło, która niedawno odniosła sukces ze strajkujacymi nauczycielami i podpisała porozumienie z nauczycielską Solidarnością w osobie Ryszarda Proksy.
I jako Proksa może być potraktowany Biedroń. Kaczyński na przykład zechce delegować do rozmów z nim Mateusza Morawieckiego, który nie ma żadnych uprzedzeń, aby kłamać w żywe oczy. W rozgrywaniu i szczuciu prezes PiS jest mistrzem. Ale wszystkie atuty są w rękach opozycji. Za PiS stoi tylko 19 proc. wszystkich Polaków.
Oby nie okazało się, że nadal obowiązuje jedno z najbardziej znanych powiedzeń o Polakach, że „i przed szkodą, i po szkodzie głupi”. PiS u władzy drugą kadencję to zniszczenie demokracji w kraju, zaprowadzenie autorytaryzmu katolicko-narodowego, no i wykopanie nas ze struktur europejskich. I bynajmniej nie jest to wizja drastyczna, bo Kaczyński ma tendencję do przekraczania wyobraźni, co dzisiaj trudno sobie wyobrazić.