Występ Andrzeja Dudy w niemieckim MSZ jest nie do uratowania. Po pierwsze przemówienie prezydenta miało źle rozłożone akcenty o wadze Polski w Unii Europejskiej, bo stawianie naszego kraju w roli Chrystusa narodów – a tak należy rozumieć retorykę o niechęci Polski do poddawaniu się dyktatowi mocarstw – mogło być dobre w czasach rozbiorów, braku suwerenności, a nie dzisiaj. Zresztą w tamtych trudnych czasach zdawali egzamin z historii Piłsudscy i Wałęsowie, a nie postaci z mysiej nory pokroju Dudy, czy Kaczyńskiego.
Co chciał Duda przez to powiedzieć? Czyżby Bruksela bądź Berlin narzucali dyktat? Czyżby dyktatem miało być przestrzganie demokracji i konstytucji swego kraju? Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier zwrócił Dudzie uwagę, iż w Brukseli waga Cypru i Polski jest taka sama, te kraje mają po jednym głosie w Radzie Europejskiej.
Duda kompletnie się wówczas rozsypał, sięgnął po typ argumentu, który podsunał mu już w Leżajsku pijarowiec rytu Krzysztofa Szczerskiego. W polskim miasteczku piwowarskim Duda był podkreślić, iż nic nie wynika z polskiego członkostwa w UE, a w Berlinie zadał pytanie swemu niemieckiemu odpowiednikowi: „Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego Brytyjczycy zdecydowali o wyjściu z Unii Europejskiej?”
No i wówczas Duda przekonał się o sile swego rozumu, że na spotkaniach w Polsce powód do buczenia mają członkowie KOD i Obywateli RP, a w Niemczech buczeli na niego żurnaliści niemieccy.
Potoczył się umysł Dudzie po równi pochyłej. Zadał pytanie, na które sam odpowiedział: „Dlaczego w sklepie w Polsce nie można kupić w tej chwili zwykłej żarówki, a tylko energooszczędną? Wielu ludzi zadaje sobie takie pytania. Nie wolno kupić, bo UE zakazała.”
Kolejnym upadkiem Dudy była odpowiedź na pytanie, dlaczego pisowskie media nie podały informacji o decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE o Sądzie Najwyższym (a konkretnie chodziło o najlepsze swego czasu radio w kraju – Radiową Trójkę). Nasz prezydent – „nasz” winno być mimo wszystko w cudzysłowie – posłużył się fake-neswem sprzed dwóch lat: „W Polsce jest tak, że gdyby jakaś kobieta, czy kobiety zostały zgwałcone, to na pewno media poinformowałyby o tym natychmiast, wskazując szczegóły, które tylko byłyby do zdobycia, więc media w Polsce są wolne”. Chodzi o Sylwester 2016 w Kolonii, podczas którego imigranci mieli molestować kobiety, dzisiaj wiemy, że tego fake’a stworzyły rosyjskie trolle.
Mimowiedne porównanie o znikomości Dudy uzewnętrzniło się przy okazji wypowiedzi szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska, który na tle tego „naszego” prezentuje się niczym Tytan, Atlas, olbrzym poza „naszego” zasięgiem: „Kiedy wydaje się pogubiony, w argumentacji, wtedy potrzebuje raczej naszego wsparcia, przynajmniej życzliwej cierpliwości. Więc pozwólcie państwo, że do tego chóru złośliwości i żartownisiów nie będę dzisiaj dołączał.”
Przymuję w stosunku do Dudy postawę ironiczną i piszę „nasz”, bo jak chce Tusk: „Szczególnie wtedy, kiedy jego argumentacja nie zawsze jest przekonująca”.
Duda niech się cieszy, że Niemcy potraktowali go z taryfą ulgową. Tak naprawdę on i formacja polityczna, z której pochodzi, doprowadzili do sytuacji, iż gdyby Polska dzisiaj starała się op członkostwo w Unii Europejskiej, nie zostałaby przyjęta, gdyż nie spełnia kryteriów, które zostały przyjęte w 1993 roku, a w największym skrócie są to: stabilne instytucje demokratyczne składające się na państwo prawa, poszanowanie praw człowieka i praw mniejszości, uznanie dla dorobku prawnego i instytucjonalnego UE.
W tych standardach bliżej Polsce pisowskiej do Białorusi niż do Brukseli. Duda więc w Berlinie nie świecił przykładem rozumu, jak owa przywołana przez niego żarówka, „nasz” prezydent zaświecił oszczędnym rozumem.